Od małego lubiłem komiksy – nie interesowało mnie, do jakiego wydawnictwa należeli bohaterowie. Ważne, że można było przeczytać nowe historie Batmana, Spider-mana czy innych superbohaterów. Do tej pory pamiętam, jak na wyjeździe z rodziną do Zakopanego w połowie lat 90 udało mi się dorwać jeden z numerów Aliens vs Predator. Jednak jakoś niedługo po tym wydarzeniu przestałem je czytać, zająłem się bardziej aktywnością fizyczną w postaci karate, a poza tym jakoś z miesiąca na miesiąc trudniej było dostać w kioskach te komiksy. Moja przerwa od amerykańskiego komiksu trwała tak do momentu gdy w Polsce, za sprawą wydawnictwa Mucha, został wydany „Ród M” i do którego zostałem przekonany za sprawą zaprzyjaźnionej Komikslandii. I stara miłość do bohaterów odrodziła się na nowo. Ponownie odkryłem piękno tych historii i zacząłem masowo kupować kolejne wydania. Ale powiem Wam, że im więcej czytam obecnych wydarzeń, tym bardziej jestem zdania, że stare historie były po prostu lepsze. Coraz mniej mamy różnych perełek, które można czytać wiele razy wciąż zachwycając się fabułą i rysunkami… albo chociaż fabułą. Nie ma się co oszukiwać, komiksy takie jak „Weapon X” czy „Avengers Forever” to już śpiew przeszłości i trudno stworzyć coś równie ciekawego, nawet jeśli przegadanego.
Ale przecież po całym „Rodzie M” też mieliśmy doczynienia z bardzo udanymi historiami takimi jak „Immortal Iron Fist” czy Hawkeye. Jednak biorąc pod uwagę, że scenariusz do obydwu stworzyła ta sama osoba możemy dostrzec pewien problem w wydawnictwie. Według mnie, tym problemem jest postać Briana Bendisa czyli scenarzysty prowadzącego w wydawnictwie. Owszem, stworzył on kilka udanych serii, które sam bardzo lubię, takich jak Ultimate Spider-man czy Avengers: Disassembled. Ale jednak biorąc na siebie kolejne serie jego jakość spadała. Czego doskonałym przykładem niech będzie All New X-Men. Nie wiem, może już za dużo przeczytałem, jestem troszkę znudzony kolejnymi wielkimi eventami, gdzie dochodzi do walki potężnych istot… a do tego ostatnio sprowadza się wszystko w komiksach.
Przez pewien czas filmy z tak zwanego Marvel Cinematic Universe (MCU) były dobrym zastępstwem dla historii z kart komiksu. Pomimo tego, że opierały się na już znanych i lubianych historii były opowiedziane z pewnym powiewem świeżości. No i z bardzo dobrze dobranymi aktorami do roli tytułowych. I naprawdę dobrze się przy nich bawiłem – pierwszy Iron-man czy Kapitan Ameryka to jedne z moich ulubionych filmów ze stajni Marvela. Ale im dalej w las tym gorzej – obecnie chyba tylko właśnie Kapitan trzyma poziom. I dlatego, pomimo kolejnego podejścia braci Russo do tej postaci, obawiam się, że nie dadzą rady. „Zimowy Żołnierz” był, według mnie, najlepszym filmem Marvela do tej pory. Ale tendencja spadkowa się utrzymuje, „Era Ultrona” oferowała efekty specjalne i… tyle? „Ant-man” był troszkę zabawny, ale ogólnie bardzo kiepsko wprowadził nową postać do uniwersum. Scott Lang grany przez Paula Rudda był osobą strasznie płaską, jak dla mnie bez sensownego motywu, dla którego miałby zostać superbohaterem.
Wracając jednak do „Civil War” (nie trawię polskiego tytułu). Miło, że w filmie pojawi się dużo postaci, które wystąpiły do tej pory w filmach z tej stajni. Jednak, na 90% mogę się założyć, że zostaną one zmarginalizowane. Dlaczego? Zauważcie, że do tej pory w obydwu filmach spod szyldu Avengers w centrum wydarzeń stał Tony Stark oraz Steve Rogers. Niby w tle był Thor, Black Widow oraz inni, ale byli oni niemal niewidoczni. Zwłaszcza w „Age of Ultron”. Ile czasu na ekranie był, na przykład, Warmachine? 3 może 4 minuty. I to mnie właśnie martwi. Dostaniemy film w którym główne skrzypce będą grały dwie postaci, a cała rzesza pozostałych zostanie całkowicie odsunięta na bok, a nie o to chodziło w komiksie. Martwi mnie też, że historia która mówiła o ogromnej ingerencji państwa w jednostkę zostanie spłycona do roli młócki pomiędzy drużynami bohaterów.
No ale cóż, do 6 maja mogę tylko gdybać na temat jakości scenariusza, bo wiadomo, że od strony wizualnej film będzie stał na najwyższym poziomie. Napawać optymizmem może to, że po testach na publiczności opinie były bardzo pozytywne. Ale jak to dalej pójdzie? Do czego doprowadzi wojna domowa superbohaterów w filmowym uniwersum? Bo do czego doprowadziła w komiksie wiadomo.